XX lat minęło jak jeden dzień

Skwar, deszcz, niekończące się kolejki do Lidla, śmierdzące toyki oraz spocone tłumy na koncertach. To wszystko nie zniechęciło 750 tys. ludzi do przyjazdu na największy w Europie festiwal pod gołym niebem –  przystanek Woodstock!a13

Jak magnes

Podczas trzynastogodzinnej podróży na trasie Kielce – Kostrzyn, zadałam sobie jedno pytanie: Po co kolejny raz jadę na Woodstock? Odpowiedź była bardzo prosta. Jeśli już raz poczuje się smak festiwalu, czeka się na niego przez cały rok. W imprezie urzekło mnie to, że każdy człowiek, którego spotkałam był dla mnie miły, uśmiechnięty i serdeczny. Myślę, że to wynika z pozytywnych wibracji, które wysyła nam festiwal! Kiedy chciało mi się pić, a widziałam, że ktoś obok mnie trzyma w ręku wodę – zagadałam do niego, a on z uśmiechem podał mi butelkę. Nie wiem czy odważyłabym się tak zaczepić przypadkową osobę w miastowym tłumie. Woodstock pokazuje nam jak prosta może być komunikacja międzyludzka.

a4

Kolejną rzeczą, która sprawiła, że po raz drugi wybrałam się do Kostrzyna, był brak lęku bycia sobą i otworzenia się przed drugim człowiekiem. Na Woodstocku spotykamy bardzo wielu, różnych ludzi. Każdy człowiek ma do opowiedzenia własną historię. Nie ma bariery wiekowej i mówienia sobie per Pan i per Pani. Woodstock pod żadnym względem nie jest oficjalny. W tym roku spotkałam dwóch weteranów. Jeden z nich był na pierwszym Woodzie w ‘94r. Miał na imię (chyba) Piotrek i opowiadał o Woodstocku w Żarach, o swoim dwuletnim synu, którego zamierza zabrać na festiwal, o żonie i gustach muzycznych. Drugi – rodowity Ślązak, był po raz jedenasty na Woodstocku i  tak jak ja twierdził, że przyjazdy do Kostrzyna stały się dla niego czymś w rodzaju rytuału.

Ludzie tam czują unoszącą się wszędzie wolność. Częstym widokiem są kobiety bez staników czy mężczyźni bez bokserek.

Oczywiście nie tylko ludzie i klimat są powodem wyjątkowości tego festiwalu, ale i line – up. Jak każdy wie, Wood jest festiwalem darmowym i każdego roku występują na nim artyści zarówno polscy jak i zagraniczni. W tym roku zagrało 72 kapele, na trzech scenach (Duża, Mała, Kryszna), z czego ja byłam jedynie na dziesięciu koncertach. To i tak niezły wynik, dlatego, że niektórzy nie byli na… żadnym.

W tym roku festiwal był dla mnie wyjątkowy dlatego też, że kończyłam na nim swoje dwudzieste urodziny.

DSC07038

Nie tak pięknie i słodko jak Owsiak powiada

Festiwal ma niestety też złe strony. W tamtym roku na koncercie Marii Peszek, tuż przede mną skakała jak opętana, mała, wychudzona, postać człowiecza, która była ewidentnie naćpana twardymi narkotykami, gdyż na jej rękach widoczne były ślady po wkłuciach, a oczy miała rozbiegane. Zapamiętałam ten widok, bo jej ruchy były takie nienaturalne, a zęby w wykrzywionym uśmiechu, małe i zepsute. Ta postać była dla mnie demonem tamtego Woodstocku.

W tym roku nie spotkałam, aż tak drastycznego przypadku, ale nierzadki był widok ludzi, którzy w festiwalu mają tylko jeden cel – naćpać się i upić do nieprzytomności. Często można było dostać propozycję zażycia kwasu czy zobaczyć osoby wymiotujące na ulicy.

Wiele było przypadkowych ludzi, którzy według mnie nie wiedzieli po co się tu tak do końca znaleźli. Szokujący też był widok panienek w różowych ciuszkach i tapecie na twarzy. Trochę mnie to zaniepokoiło, bo myślałam, że na Woodstocku odpocznę od takiego obrazu.

Musimy też być przygotowani na śmierdzące toyki, wstawanie o 6 rano, z powodu słońca, które nie pozwala nam przebywać w namiocie (szczególnie jak jesteśmy rozbici na Patelni) oraz lodowatą wodę w umywalkach, co oczywiście nie każdemu przypadnie do gustu.

10 z 72

Jak już wcześniej wspomniałam, na tegorocznym Woodstocku byłam na dziesięciu koncertach. Na pierwszym miejscu w moim rankingu uplasowała się Coma, a na dziesiątym T – Love.

  1. Coma

Wygrywa Rogucki, bo umiał wyrazić emocje, nie był na scenie sztuczny i widać było jego wdzięczność za brawa jakie od nas dostał. Niespotykany też był widok kilku tysięcznej publiczności, która oddając hołd piosence 100 tys. jednakowych miast na raz usiada i wstaje.

  1. Dr Misio

Zespół Arkadiusza Jakubika poznałam kilka dni przed Woodstockiem i zaczęłam palić mentolowe papierosy. To był jedyny koncert na festiwalu, na którym uśmiałam się do łez. Jakubik wygrał dla mnie swoją naturalnością i bezpośredniością.  Nie przebierał w słowach i porwał tłum piosenką Mr Hui do tego stopnia, że kobiece staniki znalazły się na scenie.

  1. Acid Drinkers

Najlepsze pogo na tegorocznym Woodstocku, po którym nie mam uszczerbku na zdrowiu!

  1. Jelonek

Egzequo z Acid Drinkers. Za Mupet show i skrzypce godne Niccolò Paganini.

  1. Ky Mani Marley

Jako syn Marleya mógł się bardziej postarać.

  1. The BossHoss

Nie znałam wcześniej tego zespołu, ponieważ nie grają takiej muzyki jakiej słucham, alemimo krytyki Owsiaka wywarli na mnie pozytywne wrażenie. Za graną muzykę i Meksykanów na instrumentach wielki plus, ale za wyreżyserowany koncert w stylu Lady Gagi minus jak ze Trzcianki do Łodzi.

  1. Protoje

Jamajskie reggae zagrane w jamajskim stylu. Klasa sama w sobie, ale bez rewelacji.

  1. HateBreed

Jak dla mnie ciut za ciężko i ciut za głośno, ale plus za energię na scenie i porwanie publiczności.

  1. Mesajah

Lubiłam go jak miałam piętnaście lat, liczyłam na odświeżenie wspomnień, ale widocznie się przeliczyłam, bo nie zaiskrzyło.

  1. T-Love

Koncert, który bardzo chciałam zobaczyć, pierwszy, otwierający Woodstock, a tak słaby. Było zbyt mało starszych piosenek, zbyt dużo nowych. Liczyłam na power jaki Muniek dawał na wcześniejszych koncertach, a były kluski z olejem.

Co było pozytywnym zaskoczeniem na XX przystanku?

Bogusław Linda, który występował na ASP. Umiał rozmawiać z publicznością i okazał się zwykłym człowiekiem, dla którego aktorstwo jest zarówno pasją, jak i również sposobem zarabiania na życie – do czego nie bał  się przyznać. Śmiało powiedział, że z grania w teatrze nie da się wyżyć, a on ma na utrzymaniu dwoje dzieci, więc się nie sprzedaje grając w jakichś komercyjnych produkcjach, ale po prostu pracuje jak górnicy, ekspedientki, prawnicy czy lekarze. Nie odebrałam go też jako celebrytę, który karmi media skandalami. Sam powiedział, że nigdy nie rozmawia z dziennikarzami na temat swojego życia prywatnego, gdyż nie chce by jego rodzina była pod ciągłym ostrzałem aparatu.

3 uwagi do wpisu “XX lat minęło jak jeden dzień

  1. Jeszcze jakiś czas temu nie odważyłbym się pojechać na Woodstock. Uważałem to za jeden wielki syf na którym przeważają ćpuny i chyba taki stereotyp jest najgorszy bo nie raz spotykam się z opiniami o „brudstocku”. Od jakiegoś czasu jestem w pełni jednak do niego przekonany, a najbardziej o koncepcji jakiejś wolności bo to chyba najbardziej mi podchodzi, być wolnym. Mam nadzieję że za rok uda mi się być obecnym na tym festiwalu 🙂
    Super strona, niedługo biorę się za poprzednie wpisy.

  2. O to chodzi na Woodstocku – o wolność. Jak ktoś ma życzenie wbijać w siebie igły, niech to robi; sam sobie, ze świadomością bolesnej, samotnej śmierci. Dopóki gość z proszkiem nie stoi na drodze i nim w ludzi nie dmucha, nie trzeba się dołować.

Dodaj komentarz